
Głowy niżej
Ja jestem, ja istnieję, to jest pewne. Jak długo jednak? Oczywiście, jak długo myślę – Kartezjusz
Rozprzestrzeniająca się epidemia koronawirusa spowodowała wprowadzenie licznych ograniczeń w kraju, a na portalach społecznościowych falę porad z propozycjami wykorzystania wolnego czasu pod hasztagiem #zostańwdomu. Z kont celebrytów, jak groch z dziurawego worka, sypały się ciurkiem pomysły na efektywne wykorzystanie społecznej kwarantanny. Chyba nadmiar tego rodzaju relacji pozbawił ludzi umiejętności analizy, bo w odpowiedzi na tę nienazwaną kampanię społeczną, liczne grono bezkrytycznych naśladowców zaczęło uporczywie sprzątać wszelkie domowe zakamarki, dokonywać przeglądu garderoby, a wieczorami zasiadać nad grą planszową. Zapomniałabym: rozpoczęły się też masowe wypieki… Domyślam się, że zamierzeniem tych medialnych działań było między innymi pokazanie, że świat celebrytów również „zatrzymał się” (jakże popularna ostatnio metafora) i dziś wygląda tak samo jak nasz, powiedzmy, że szarych ludzi, jednak w odniesieniu do autorytetów udzielających tego typu wskazówek, absolutnie nie powinniśmy czuć się niedowartościowani. Być może, z psychologicznego punktu widzenia, taka postawa stanowi przejaw jakiegoś mechanizmu obronnego, dzięki któremu udaje się stworzyć iluzję, iż jesteśmy bezpieczni i nadal możemy kontrolować rzeczywistość. Być może chroni przed lękiem, pozwalając zająć myśli czymś innym niż bieżące śledzenie statystyk. Tylko czy rzeczywiście zostając w domu przestaliśmy myśleć? Czy nie umiemy sami sobie poradzić w zorganizowaniu prac domowych? Czy zaniechaliśmy używania swojego rozumu i potrzebujemy próżnych podpowiedzi ze strony innych jak mądrze spędzić czas z rodziną? Muszę przyznać, że ta pozytywna afirmacja społecznej kwarantanny była bardziej irytująca niż motywująca.
Złe zielsko
O ile panika upośledza logiczne myślenie, to sytuacje stresujące w pewnych okolicznościach bywają konstruktywne i potrafią zmobilizować do działania oraz racjonalnego myślenia. Obserwując ostatnie wydarzenia we Włoszech, Hiszpanii, czy USA przez chwilę miałam nadzieję, że coś w ludziach skruszeje. Wszem i wobec głoszono patetyczne hasła, że czas światowej pandemii powinien stać się dla nas impulsem przyczyniającym się do głębokiej refleksji, między innymi nad tym, jaki jest sens naszego życia. Miał stać się okazją do rozważań nad kruchością naszej marnej egzystencji, tak mocno opanowanej pozbawionymi najmniejszego znaczenia dobrami materialnymi, ale czy wykorzystaliśmy tę lekcję? Czy w obliczu dramatycznej kondycji świata rozjaśnił się nam wzrok? Czy staliśmy się lepsi, mądrzejsi? W okresie najostrzejszych restrykcji, gwiazdy wraz z gronem bezkrytycznie kopiujących ich ruchy influencerów, zaprzestały zakupów online wspaniałomyślnie ograniczając pracę kurierów, by po jakimś czasie ruszyć szturmem na sklepy internetowe z misją #wspierampolskiemarki.
Już trzysta lat temu Molier pisał, że złe zielsko zawsze szybko rośnie. Ja dodałabym jeszcze, że równie szybko się pleni, ukorzenia i jest bezkrytycznie powielane. W imię powrotu do normalności i życia w stylu sprzed epidemii, tak bardzo chcemy trzymać hardo zadartą głowę. Udajemy, że wszystko mamy pod kontrolą. W dobie galopującego konsumpcjonizmu, przyzwyczajeni do dobrobytu i nieznanych naszym przodkom udogodnień cywilizacyjnych, tylko na chwilę potrafiliśmy się „zatrzymać”.
Potrzebujemy ocalenia
Przeraża mnie tempo, z jakim postęp technologiczny doprowadził do mentalnej oraz obyczajowej rewolucji i jak nieustępliwie nadal wiedzie ku degrengoladzie utrwalonych przez wieki wzorców i postaw. Tak bardzo w dzisiejszych czasach brakuje mi ludzkiej pokory. To wartość, którą trudno wdrożyć współczesnemu człowiekowi. Trudność wynika bowiem z postępującego procesu predylekcji do gromadzenia dóbr oraz demonstrowania szczęśliwego i wystawnego życia. Skromność, pokora stały się wstydliwym brzemieniem, nieidącym z duchem czasu. Dlaczego jedną z popularnych tortur stosowanych w starożytnych Chinach było wycinanie skazańcom powiek? Bo człowiek pozbawiony możliwości zamknięcia oczu i wyciszenia, nieustannie odbierał bodźce z otaczającego świata, skutkiem czego umierał w męczarniach.
Nie potrafię pogodzić się z wzorcami dyktowanymi obecnie przez media i tzw. „gwiazdy”. Czy tego chcę, czy nie, telewizja, radio, internet częstuje mnie nieustannie smaczkami niskiej wartości. Owszem, ja także tęsknię do wszelkich rozrywek i całego dobrodziejstwa współczesności, które były powszechnie dostępne przed pandemią, ale póki mam powieki, staram się, tak często, jak tylko mogę, zamykać oczy. Na głupotę.
Prawda jest taka, że jesteśmy na środku drogi, w dodatku nie znając kierunku dalszego marszu. Ja w każdym razie w pokorze pochylam głowę licząc na jakąś łaskę. Licząc na ocalenie.

Dwa dęby
Może Ci się spodobać

Jaś
30 kwietnia, 2020
Przyjaźń jak promień cz.1
3 maja, 2020